fot. Darren Deans
fot. Darren Deans

Chcesz zainwestować? Wybierasz się do doradcy finansowego?  O kłopotliwym pytaniu, które może mieć wartość wielu tysięcy złotych.

Podobnie jak Krzysztof Kanciarz, dam Ci teraz – za darmo – radę wartą kilka jeśli nie kilkanaście tysięcy złotych. Jakie pytanie warto zadać doradcy inwestycyjnemu inwestując własne pieniądze.

Jak donoszą w ostatnich dniach media, UOKIK zasądził kilka milionów złotych kary dla Noble Bank, za  wprowadzanie klientów w błąd przy sprzedaży tzw. polisolokat. To kolejna tego typu sprawa w ostatnich miesiącach, choć nie opadł jeszcze kurz po aferze Amber Gold. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, temat inwestowania np. w złoto, wywoływał wypieki na twarzach domorosłych inwestorów indywidualnych. W sieci na każdym kroku spotkać można było reklamy zachęcające do zakupu monet, sztabek czy innych form inwestycji w złoto, surowce, a nawet wina. Podobnie z reklamami zarabiania na rynku Forex. Poniższy wpis dotyczy nie tylko „zarabiania” na rynku Forex. Dotyczy sytuacji, w których doradca finansowy przekonuje Cię do swojej oferty inwestycyjnej żonglując najróżniejszymi argumentami – liczbowymi, wykresami, czy przykładami swoich klientów, którym oczywiście „się udało”. Im bardziej jest pewien swoich słów, tym bardziej powinieneś być ostrożny. Dlaczego?

Przeczytaj także o zakazie wędzenia mięsa – nowe regulacje w Unii Europejskiej   >>>

Poszedłem kiedyś na szkolenie z Forex. Z góry widziałem, że nic nie „zainwestuję”, ale chciałem w końcu dowiedzieć się na czym to polega, a na Grouponie nadarzyła się ku temu okazja za bodajże 25 PLN. Organizatorzy zadbali o odpowiednią oprawę. Zajęcia odbywały się w budynku niegdysiejszej Giełdy Papierów Wartościowych (dawniej siedziby KC PZPR). Więc każdy z przybyłych już po przekroczeniu progu czuł się jak rekin finansjery. A nasze grono było szanowne. Dwaj taksówkarze, studenci, emeryci, bezrobotni – ze mną na czele, gdyż w owym czasie de facto nie byłem nigdzie zatrudniony. Podczas szkolenia obecni na sali zostali zasypani wykresami, tabelami, estymacjami. Były też barwne przykłady sukcesów „inwestorów”, którzy rzekomo zainwestowali dosłownie „tuż przed nami”, oczywiście uzbrojeni w wiedzę wyniesioną z tego samego szkolenia. Nie będę opisywał jak podekscytowani byli szczególnie panowie, bo zmieniłoby to kategorię tego wpisu na taką, jakiej nie mam w swoim serwisie.

Szkoleniowiec był naprawdę dobry w tym co robi – przyznaję, z tej części wiele się nauczyłem. Był doskonale przeszkolony. Na każde pytanie miał wyuczoną odpowiedź, no może prawie na każde pytanie… Tak, czy inaczej, wszyscy byliśmy pod wrażeniem – ja przygotowania prowadzącego, pozostali „wiedzy”, którą się z nami „dzielił” niemal za darmo – co za okazja!

Na koniec była tradycyjnie seria pytań. „Przepuściłem” wszystkich, wyczekałem do momentu pt. „Proszę Państwa, czy są jeszcze jakieś pytania?”

Odczekałem 3 sekundy –  „tak” odpowiedziałem. „Proszę”, zachęcał mnie szkoleniowiec.

Zadałem krótkie pytanie – „Co Pan tutaj robi”?

Zapadła cisza, która celowo przeciągnięta przez pytanego o kilka sekund wydawała się mnie dyskredytować w oczach pozostałych. Musiałem doprecyzować, bo z każdą sekundą mój interlokutor dawał i mi i pozostałym do zrozumienia, że jestem wariatem, skoro oczekuję odpowiedzi na tak „oczywiste” pytanie.

czyli, jeśli będziemy ćwiczyć tą wiedzę – kontynuowałem – to mówi Pan, że też mamy szanse na takie efekty?

tak, na rynku Forex każdy ma dostęp do tych samych informacji i narzędzi online, bez żadnego opóźnienia – odpowiedział wzorcowo szkoleniowiec.

to prawda – przytaknąłem – tylko, że część graczy tego rynku jest jednocześnie autorami ratingów, które mają wpływ na wahania kursów walut, my nie mamy, więc chyba nie są tak do końca równe szanse?

– yhmmm – odpowiedział Pan od szkoleń.

Taksówkarze, studenci, bezrobotni zdezorientowani czekali na rozwój sytuacji. Ponowiłem atak.

– Co Pan tutaj robi? Przecież z Pana wiedzą i doświadczeniem powinien Pan być teraz milionerem i wylegiwać się na Malediwach, a nie prowadzić kilkugodzinne szkolenia dla innych?

Taksówkarz i reszta, jak na meczu tenisa przenieśli wzrok na purpurowego od złości szkoleniowca. Właśnie zburzyłem jego budowany przez ostatnie 5 godzin kapitał. Część osób wychodząc z sali nie zdecydowała się nawet zabrać ze sobą materiałów – większa część. To samo pytanie miałem ochotę zadać kilka lat wcześniej moim kolegom, parającym się na co dzień udzielaniem kredytów walutowych. Jeśli dolar czy frank szwajcarski jest taki korzystny i wiesz, że „będzie spadał” lub „rósł”, to dlaczego nie inwestujesz w waluty?  Wystarczy zapożyczyć się kilka razy na większą kwotę w banku, czy u rodziny, a i tak szybko zwróci się z nawiązką – zero ryzyka, przecież jesteś pewien że tak będzie, prawda?

Co Pan tutaj robi – jeśli nie jesteś w stanie zadać takiego pytania bezpośrednio doradcy finansowemu, który przekonuje Cię do inwestowania, zadaj sobie pytanie: Co on tutaj robi?

 

Rekomendowane artykuły