Skąd wziął się sukces, którego nie mogą zdzierżyć tysiące młodych Polaków? Dzieło agencji PR? Szczęście? Znam odpowiedź, choć nie znam Łukasza osobiście. Dlaczego uzurpuję sobie prawo do pisania o tym jakie życiowe cele sobie wyznaczył? Około 10 lat temu mijałem Łukasza dość często na korytarzach Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Dlaczego akurat jego zapamiętałem, choć było to ponad dekadę temu? Moja żona mówi, że mam pamięć do twarzy – coś w tym musi być. W owym czasie tj. rok 2003, dużą furorę robił videoklip Kayah do piosenki Testosteron. Tradycyjnie- piękne statystki i … oryginalni – tak to nazwijmy – statyści. Jednym z nich był Łukasz. Dobrali ciekawych statystów – myślałem oglądając klip, więć nie tylko bezdyskusyjnie przystojni mają szanse w tej branży – wnioskowałem gdy w kadrze pojawiał się Łukasz.
Więc, gdy kilka tygodniu później dowiedziałem, że Łukasz jest również studentem dziennikarstwa pomyślałem o tym gościu jeszcze usłyszymy. Epizod w teledysku to mały epizod w jego życiu, jeden z kroków na drodze do celu, a nie cel sam w sobie. Tym celem wg mnie był, odkąd miał kilkanaście lat – show biznes. Już wtedy Łukasz „widział się” za kilka lat w blasku fleszy, w telewizji (doprecyzowując – na ekranie).
Ale historia sukcesu nie była aż tak różowa, wróćmy kilka lat wstecz. Dopiero w 2010 roku usłyszałem o Łukaszu Jakóbiaku ponownie. Media, szczególnie serwisy branżowe z kategorii praca, zaczęły rozpisywać się o pewnym gościu. Powiesił on wydrukowane w ogromnym formacie CV i list motywacyjny przed wejściem do firmy, w której pragnął pracować. Na mnie zrobiło to wówczas ogromne wrażenie. Najpewniej dlatego, że byłem wtedy wielkim fanem tego, co – upraszczając – o wyróżnianiu się z tłumu pisał Seth Godin.
Przeczytaj także o skuteczności w życiu codziennym >>>
Co uzyskujemy łącząc te kilka przykładowych faktów z życia Łukasza w logiczną całość? Wg mnie, potwierdzoną tezę, że ten chłopak już w wieku kilkunastu lat pragnął pracy w mediach, w show biznesie, chciał być rozpoznawalny i był to cel nr 1 który sobie wyznaczył. Jego osiągnięcie było „tylko” kwestią czasu. Celowo w cudzysłowie piszę „tylko”, gdyż dziś większość osób myśląc o sukcesie (szczególnie cudzym) wypracowywanym w długiej perspektywie np. 10 lat, traktuje go raczej w kategoriach porażki niż powodzenia. Wszystko musi być już, na teraz, szczególnie sława. I potem powstają takie historie „karier” jak Ekipa z Warszawy, ale o tym może kiedy indziej.
Osobiście kibicuję Łukaszowi i jestem pewien, że jeszcze o nim usłyszymy. To będzie jeszcze większy sukces. Może nie za rok, nie za dwa – ten gość, to niesamowicie wytrwały i konsekwentny długodystansowiec. Zwróćcie uwagę jak sprawnie żongluje środkami w swoim dążeniu do obranego celu – choćby przytoczone tu statystowanie w teledysku, publiczne powieszenie swojego CV, czy w końcu „atak” na popularność z użyciem nowoczesnych mediów (20 m2 Łukasza).
Życiorys Łukasza potwierdza 2 prawidłowości. Pierwsza o tym, że wytrwałość w dążeniu do celu, nawet jeśli wymaga wielu lat poświęceń i nie zawsze naznaczona jest natychmiastowym efektem, prowadzi nieuchronnie do sukcesu. Tak, to takie amerykańskie…
Druga dotycząca naszej polskiej mentalności, w której sukces innej osoby staję się przyczynkiem do dyskusji o tym, czy zasłużyła ona na niego czy nie. Łukaszowi zarzucono współpracę z agencją PR przy tworzeniu jego programu. Co to zmienia? Zabiegi takie w mojej ocenie służą głównie uspokojeniu sumienia życiowych niedorajd. Dzięki temu, siedząc wygodnie przed TV, ze smartfonem w ręku mogą dalej powtarzać sobie i rodzinie „a nie mówiłem?! Sam do tego nie doszedł!” Tylko co to zmienia w ich sytuacji?
Nie idźcie tą drogą. Wyznaczajcie sobie własne cele i róbcie coś więcej.